Sarsa – czarownica polskiego popu z glonami na głowie i ogniem w sercu
Sarsa, a właściwie Marta Markiewicz, urodziła się 13 czerwca 1989 roku w Słupsku. Artystka, kompozytorka, autorka tekstów i producentka – jednym słowem, dziewczyna-orkiestra z totalnie własnym vibe’em.
Zaczynała skromnie, jak wiele gwiazd – śpiewała w zespołach, studiowała edukację artystyczną na Akademii Pomorskiej, a przy okazji czarowała ludzi swoim głosem. Ale bum! W 2014 roku pojawiła się w „The Voice of Poland” i, mimo że nie wygrała, to całe show było jej – z tym swoim dzikim stylem, niepokornym głosem i… charakterystycznym uczesaniem z glonami (serio, ten look to już legenda).
W 2015 roku wypuściła swój pierwszy singiel „Naucz mnie”, który rozwalił system i został jednym z największych hitów w Polsce. A potem? Poszło jak burza – płyty, wywiady, koncerty, cała ta popowa karuzela. Jej debiutancki album „Zapomnij mi” zdobył platynę i pokazał, że Sarsa to nie żadna jednosezonowa sensacja, tylko prawdziwa artystyczna petarda.
Muzycznie balansuje między popem, elektroniką i alternatywą. Teksty? Trochę mroku, trochę słodyczy, dużo emocji. I zawsze z pazurem – jak przystało na dziewczynę, która idzie pod prąd i nie boi się być sobą.
W kolejnych latach wydała m.in. albumy „Pióropusze” (2017) i „Runostany” (2021), gdzie jeszcze bardziej wjechała na swoje artystyczne tory – bardziej eksperymentalnie, bardziej klimatycznie, bardziej… Sarsowo.
Poza muzyką, to kobieta z misją – wspiera prawa zwierząt, działa społecznie i inspiruje dziewczyny, żeby były odważne, niezależne i dzikie – jak ona.
Po „Runostanach” Sarsa nie wcisnęła pauzy – wręcz przeciwnie, tylko mocniej przykręciła gałkę od artystycznego szaleństwa! W 2023 roku powróciła z nowymi singlami, które pokazują, że jej styl jeszcze bardziej dojrzał, ale wciąż ma w sobie ten kosmiczny błysk i hipnotyczny flow.
„Jestem Marta” to najbardziej osobisty i dojrzały album Sarsy, który ukazał się w 2023 roku i rozwalił dotychczasowy wizerunek artystki na kawałki – po to, żeby złożyć go na nowo, szczerzej i mocniej. To płyta, na której Marta zrzuca maski, zdejmuje sceniczne glony i mówi prosto z serducha – o samotności, kobiecości, miłości i walce o siebie. Brzmieniowo – mniej efektów, więcej prawdy. Intymnie, surowo, ale nadal z tym Sarsowym czarem, który hipnotyzuje od pierwszego dźwięku. Ten krążek to nie tylko muzyka – to manifest: "jestem Marta, nie tylko Sarsa – i mam coś ważnego do powiedzenia."
Teledyski? Jak zawsze – estetyczne, dziwne, piękne, trochę jak sen po nieprzespanej nocy i kieliszku absyntu. Sarsa tworzy obrazy, które się nie tylko ogląda, ale wręcz połyka oczami.
Styl? Nadal czarująco odjechany – trochę elfka, trochę cyber-wiedźma, trochę dziewczyna z sąsiedztwa, która wie o życiu więcej niż cały twój feed na Insta.
I wiesz co? To wszystko nie tylko brzmi dobrze – to żyje. Sarsa to artystka, która nie idzie za trendami. Ona je wyczuwa wcześniej, łapie za ogon i robi z nich coś swojego. I za to ją kochamy. Albo przynajmniej nie możemy oderwać wzroku.
„Jak w filmie” (2023)
Ten numer to prawdziwa jazda bez trzymanki. Electro-pop, ale z takim nostalgicznym twistem, że czujesz się jakbyś wpadł do VHS-owej kasety z lat 90., gdzie wszystko jest trochę rozmazane, trochę magiczne, a trochę niepokojące. Sarsa w tym kawałku śpiewa o uczuciach jak z filmu – nie do końca prawdziwych, ale cholernie intensywnych.
Teledysk? Totalna stylówka: glitch-art, neony, kadry jak z retro sci-fi i ona – cała na złoto, jak bogini z innego wymiaru. Klimat: 10/10, dziwność: 11/10.
„Puch” (2024)
A tutaj – pełen kontrast. Zamiast elektroniki, mamy coś bardziej organicznego, lirycznego, takiego... miękkiego jak kocyk po złamanym sercu. „Puch” to ballada, ale nie taka czułostkowa – to raczej szept, który drapie od środka. Głos Sarsy tu kruszy lód w sercu, serio.
Teledysk? Wizualna poezja. Las, mgła, Sarsa błąkająca się jak zjawa – i symbolika, którą można rozkminiać godzinami. Pióra, ogień, woda – jakby każda emocja miała swój żywioł, a ona była ich kapłanką.
Oba utwory to dowód, że Sarsa nie stoi w miejscu. Ona kombinuje, ryzykuje i robi rzeczy po swojemu. „Jak w filmie” – bardziej tanecznie i stylowo, „Puch” – intymnie i emocjonalnie. I choć to dwa zupełnie różne światy, to oba mają ten typowy Sarsowy pierwiastek: tajemniczy, lekko szalony, zawsze prawdziwy. Read more on Last.fm. User-contributed text is available under the Creative Commons By-SA License; additional terms may apply.
View All
Minimize